Protest i blokada drogi, jakie miały miejsce w ostatnią niedzielę (9.11.2014) na drodze do Morskiego Oka były nielegalne.
Zezwolenie z gminy upoważniało do urządzenia pikiety – niestety, uczestnicy tzw. „protestu” skutecznie blokowali drogę uniemożliwiając fiakrom wykonywania pracy. Dopuścili się też rękoczynów i szamotania z prowadzącymi pojazdy konne. Użyli gazów łzawiących, co dla koni było bardzo niebezpieczne, a mogło zakończyć się nieszczęściem. Ciekawe, kto za to poniesie odpowiedzialność? Czy organizacje pro-zwierzęce, które pod których auspicjami odbywał się protest, czy – jak to było dwa dni później w Warszawie i w innych dużych miastach przy okazji marszów niepodległościowych – „zadymiarze” (na których zawsze przecież można zwalić odpowiedzialność za rozróby, niezależnie od tego, czy faktycznie są, czy ich rolę przejmują co bardziej emocjonalnie zaangażowani uczestnicy).
Dlaczego protestują?
Obserwując „zmagania” organizacji pro-zwierzęcych z tymi wszystkimi, którzy chcą nie dopuścić do bezsensownej likwidacji transportu konnego na drodze do Morskiego Oka nasuwa się jedno pytanie: „kto na tym skorzysta?” Na pewno nie fiakrzy, bo stracą pracę. Także nie ich konie – bo trafią na rzeź. Czyżby zatem miał rację dr hab. R. Kolstrung, który na spotkaniu Grupy Roboczej ds. Sytuacji Koni na Drodze do Morskiego Oka w dniu 15.10.2014 r. w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego w Kuźnicach zauważył, iż wszelkie przesłanki, a także bezpośrednie deklaracje członków organizacji pro-zwierzęcych mówiących wówczas wprost …”żadne konie – tylko meleksy”… wskazują na to, co już w roku 2012 można było przeczytać w wypowiedziach Beaty Czerskiej na oficjalnej stronie Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, że istotą protestów jest wprowadzenie na trasę do Morskiego Oka meleksów w miejsce koni – bez żadnych alternatyw w rozwiązywaniu problemów tego transportu. Nie – wspomaganie wozu, nie – szczegółowe badania dotyczące pracy ciągnących „fasiągi” koni, nie –badania faktycznej siły uciągu, nie – inne rozwiązania, by nie pozbawić pracujących dotychczas fiakrów pracy, tylko – meleksy. Świadkowie wypominają, że już pod koniec lipca lub na początku sierpnia, przy realizacji filmu o koniach arabskich w Stadninie Koni Janów Podlaski członkowie ekipy filmowej pytali się jak to jest z tymi końmi do Morskiego Oka, bo są na nich wywierane naciski, by przygotowali materiał o tym, że te konie tam cierpią, praca jest mordercza, a zwierzęta ze zmęczenia padają! No cóż, stara rzymska zasada wszak brzmi: is fecit, cui prodest! I także nie bez znaczenia pozostaje fakt, że ostatni protest urządzono na tydzień przed wyborami. Kto tym razem….?
Ile kosztują protesty?
To można łatwo policzyć. Także nie trudno jest oszacować ile koni można by było wyżywić za pieniądze tych, którzy przybyli na spotkanie Grupy Roboczej. Głównie jako przedstawiciele organizacji pro-zwierzęcych – kilkadziesiąt osób. Jak to się mówi – przyjechali „z całej Polski”. Przecież nie przyjechali za darmo. Koszt takiej jednej delegacji, to kilkaset złotych. Koszt utrzymania jednego konia w warunkach ekstensywnego chowu w ośrodku dla zwierząt jest mniej więcej o połowę niższy niż koszt utrzymania konia rekreacyjnego w pensjonacie, a ten – w zależności od miejsca – wynosi najczęściej od 400 do 1000 zł. A zatem za pieniądze wydane przez organizacje pro-zwierzęce na przybycie do Kuźnic można by było utrzymać przez rok około 2 koni! Ale być może to przybyli wysokiej klasy specjaliści, by wymieniać fachowe uwagi i doświadczenia w celu określenia na ile, tak naprawdę, praca koni na drodze do Morskiego Oka jest dla tych zwierząt „zabójcza” i ewentualnego ulżenia im. Nie. A może zebrali się, by opracować zarys wspólnych badań zmierzających do szczegółowego określenia wielkości wysiłku i możliwości koni w tym zakresie? Też nie! Wśród zebranych na sali ponad 40 osób było 5 fiakrów, 3 lekarzy weterynarii, w tym jeden specjalizujący się w leczeniu koni i jeden specjalista z zakresu fizjologii, 2 hipologów – specjalistów od użytkowania koni i jeden zootechnik – przedstawiciel organizacji pro-zwierzęcej. To specjaliści, którzy mają wiedzę, by dyskutować o użytkowaniu koni. A pozostali? Oprócz przedstawicieli Tatrzańskiego Parku Narodowego, władz administracyjnych regionu, zarządu dróg i służb odpowiedzialnych całe pozostałe zebrane gremium, to z punktu widzenia zootechniki (a więc nauki zajmującej się hodowlą i użytkowaniem zwierząt gospodarskich) laicy lub amatorzy, których alarm na zwrócenie uwagi na zaistniały problem w chowie zwierząt jest jak najbardziej słuszny i potrzebny, ale dyskurs powinien już odbywać się w gronie fachowców.