Dorota i Tomek na ślubnym kobiercu
Ciekawostki, Różności, W obiektywie

Dorota i Tomek na ślubnym kobiercu

W ostatni weekend lipca w kościele parafialnym w Jurgowie sakramentalne „tak” powiedzieli sobie nasi przyjaciele Dorota i Tomek. My i nasze konie mieliśmy przyjemność uczestniczyć w tych wyjątkowych dla nich chwilach.

Nie widzą od urodzenia. Dorota pochodzi z Rzepisk, a Tomek z Warszawy. W wieku kilku lat trafili do przedszkola w Laskach, które pomaga ociemniałym dzieciom. – Poznaliśmy się w przedszkolu, gdzie trafiliśmy w tym samym roku – mówi Tomek. – Dwa takie małe, płaczące dzieciaki. Od tego się zaczęła nasza przyjaźń.

– W przedszkolu były trzy grupy: najstarsze „zuchy”, średnie „skrzaty” i najmłodsze „krasnale”. Najpierw byliśmy razem w grupie, a później ja zostałam w „krasnalach”, bo byłam mała, a Tomek poszedł do „zuchów”. Później wspólna podstawówka i gimnazjum. Nasze drogi troszkę później się rozeszły. Ja zostałam w technikum w Laskach, a Tomek poszedł do liceum w Warszawie – opowiada Dorota.

Kiedy poczuli do siebie „coś więcej”? – W sumie to nie wiadomo. W gimnazjum „chodziliśmy” ze sobą, ale później to się jakoś rozeszło. Dopiero trzy lata temu znów zeszliśmy się i to tak już na dobre – mówi Tomek. – Poza tym wszyscy zawsze mówili, że pasujemy do siebie, więc coś chyba w tym jest – dodaje z uśmiechem.

Decyzję o ślubie podjęli rok temu. – Oświadczyny to był to totalny spontan – mówi Dorota. – Wróciłam z jakiegoś wyjazdu, chyba o 2 czy 3 w nocy. I wtedy się oświadczył – opowiada. – Bo pierścionek zamówiony był już wcześniej i miałem go dać przed wyjazdem, ale jubiler się nie wyrobił i pojechałaś bez pierścionka – wcina się Tomek. Czy stresował się przy zaręczynach? – Nie, raczej nie. I tak już wiedzieliśmy, że chcemy być razem. I wiedziałem, że mi nie odmówi, bo już dobrze znam Dorotkę, chociaż z drugiej zawsze jakiś tam stresik był, wiadomo.

Plany weselne układali wspólnie. Dorota opowiadała Tomkowi jakie zwyczaje weselne są w jej rodzinnych Rzepiskach. Dla pochodzącego z Warszawy Tomka dwudniowe wesele na ponad 100 osób było nowością, ale dał się przekonać na taką „imprezę”. Pomysł bryczek konnych podczas wesela to pomysł Doroty. – Bardzo chciałam jechać końmi z kościoła do remizy. Moja siostra miała dwa lata temu wesele i bardzo mi się to spodobało. Stwierdziłam, że samochodami mogę byle kiedy pojechać, a to jest jednak wyjątkowy dzień.

Weselna zabawa zaczęła się już na kilkanaście godzin przed ślubem. Jeszcze wtedy narzeczeni wraz z grupą przyjaciół z Lasek do późnych godzin wieczornych śpiewali i bawili się na przydomowym tarasie w Rzepiskach. Następnego dnia Dorota i Tomek stanęli przed ołtarzem jurgowskiego kościoła parafialnego pw. św. Sebastiana. – O ja to miałam stres – mówi Dorota. – Znajomi myśleli aż, że się rozpłaczę – mówi z uśmiechem. – A ja sobie pomyślałem po błogosławieństwie, że maszyna już ruszyła i tak nic z tym nie zrobię, więc szkoda się stresować – mówi Tomek.

Na szczęście przysięga poszła gładko i bez wpadek. W dalszą drogę, na zabawę do remizy w Białce Tatrzańskiej, w towarzystwie naszych koni i wozaków, ruszyli już wspólnie jako Młoda Para.

– Trochę się baliśmy, że deszcz spadnie, bo zaczęło się chmurzyć i w tym czasie w pobliskich miejscowościach silny wiatr łamał konary drzew, ale nam się udało i zajechaliśmy bez przeszkód – opowiada Tomek.

Po obiedzie, zgodnie z tradycją, Dorotę i Tomka czekał pierwszy taniec. Wybrali walc angielski. Trudne? Nie dla nich! – Jeździliśmy do Bydgoszczy, aby uczyć się tańca. Rodzina Tomka jest bardzo „taneczna”. Tańczą w zespołach, jeżdżą po świecie, zdobywają nagrody, więc lekcje braliśmy u prawdziwych profesjonalistów. Ja się mocno stresowałam przed pierwszym tańcem – opowiada Dorota. – Ja oczywiście też trochę, ale wiedziałem, że prowadzę i że będzie dobrze – dodaje z uśmiechem Tomek.

Później na młodych i licznie zgromadzonych gości czekała zabawa, która trwała do białego rana. I oczywiście w niedzielę poprawiny, które również przeciągnęły się do późnych godzin nocnych. – Zabawa była udana. Chwalą zespół „Murań”, szczególnie za zróżnicowany repertuar piosenek. – Super grali, widać, zespół wie o co chodzi, bo zabawa była bardzo udana – ocenia pan młody.

Plany na przyszłość? – Jedziemy do Warszawy – mówi Tomek. – Tam zdecydowanie jest łatwiej o pracę, szczególnie dla ludzi niewidomych. Aktualnie zajmuję się realizacją dźwięku, nagrywaniem audiobooków, ale mam też kilka innych ciekawych planów. Tworzę muzykę na klawiszach, więc może i w tym kierunku chcę się rozwijać – dodaje.

Dorocie i Tomkowi z całego serca życzymy
wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!

Szczęść Wam Boże!